#6 Książę na białym koniu czy palant na ośle? [R] "Konkurs na żonę", Beata Majewska

Zdjęcie autorskie, nie kopiować. Źródło: https://www.instagram.com/p/BUjPhunhRAv/

Jest mi niesamowicie miło, że w końcu mogę przedstawić Wam recenzję książki, której premiera odbyła się niecałe trzy tygodnie temu. To moja pierwsza, porządna recenzja w tym roku. Mam nadzieję, że nie ostatnia, a od dzisiaj będzie tylko prościej i częściej. Nie pozostaje mi nic innego, jak życzyć Wam miłej lektury.

Konkurs na żonę, Beata Majewska


TYTUŁ: Konkurs na żonę
AUTOR: Beata Majewska
LICZBA STRON: 303
WYDAWNICTWO: Książnica
KATEGORIA: literatura obyczajowa i romans
DATA WYDANIA: 10 maja 2017
JĘZYK ORYGINAŁU: polski
OCENA: 7/10
WYZWANIE: Czytam, bo polskie; 52 książki; Przeczytam tyle ile mam wzrostu + 2 centymetry

Świat się nie kończy, gdy bliska osoba odchodzi lub zawodzi. Ciągle jeszcze jest ktoś dla Ciebie najważniejszy, ty sama.

W czasie zeszłorocznego weekendu majowego przeglądałam, jak zawsze, polecane posty na Instagramie. Tam właśnie trafiłam na zdjęcie dużej ilości jednakowych, białych książek, z różowymi elementami. Niby troszeczkę kiczowate, ale trafiło w mój gust. Nie wiedziałam o czym książka będzie, nie czytałam jej opisu, nie miałam też nigdy wcześniej do czynienia z tą autorką. Zaryzykowałam, bo byłam prawie pewna, że to kolejne romansidło, a ja, no cóż, jak każdy, mam swoje guilty pleasure i uwielbiam zaczytywać się w takich książkach. Cały weekend majowy przesiedziałam z niecierpliwością, oczekując przesyłki od grupy wydawniczej Publicat. Dzień przed premierą przybył do mnie Konkurs na żonę, a ja od razu musiałam otworzyć paczkę, choć stałam na przystanku autobusowym. Odwróciłam książkę, zajrzałam na blurb:

Młody prawnik z Krakowa, Hugo Hajdukiewicz, planuje jak najszybciej zmienić stan cywilny. Założenie rodziny przed trzydziestymi urodzinami to warunek narzucony mu w testamencie przez wuja. W poszukiwaniu idealnej kandydatki pomysłowy biznesmen wprowadza w życie plan "Żona". 
Wkrótce poznaje młodziutką, nieśmiałą studentkę. Niedomyślająca się niczego dziewczyna szybko ulega urokowi przystojnego mężczyzny. Jednak misternie przygotowany plan matrymonialny niespodziewanie wymyka się spod kontroli...

i mój zapał nieco opadł. Zmroziło mnie. Kojarzycie może efekt déjà vu? Dopadł mnie od razu po przeczytaniu opisu. Bogaty i niezależny biznesmen? Młoda i naiwna studentka? Gdzieś to już czytałam... Gdzieś to już cały świat czytał! Moje pierwsze skojarzenie to bestsellerowa trylogia Pięćdziesięciu odcieni szarości, choć brak tutaj sado-maso i innych elementów tego typu. Poczułam się trochę nieswojo, choć obiecałam, że przeczytam książkę do końca. Jedyne czego się bałam to tego, że to kompletnie nieprzemyślany zabieg, zwykła inspiracja. Ale dalej czytałam, by w końcu w jedenastym rozdziale autorka rozwiała wszystkie moje wątpliwości - to był specjalny zabieg, o czym uświadamia nas zdanie Marta (...) orzekła przy herbatce pitej w uczelnianym bufecie, że Hugo zachowuje się jak Grey, i spytała, czy nie ma w apartamencie specjalnego czerwonego pokoju. Nie wiem dlaczego, ale jakoś mnie to uspokoiło, a na pewno nie sprawiło, że chciałam odrzucić książkę i więcej do niej nie wrócić. Mało tego! Chciałam ją już skończyć, żeby wiedzieć co dalej, jak potoczy się cała ta historia, co się wydarzy, co z bohaterami.

Stwierdził to już na pierwszej randce w restauracji. Była inna. Inna niż wszystkie kobiety, jakimi się do tej pory otaczał. Inna niż matka i babka. Irytująco ufna, naiwna, kochająca, rodzinna i ciepła, szczera i otwarta, z tym swoim małym dziewczęcym sercem na wyciągniętej dłoni. Jakby chciała ofiarować je każdemu, kto tylko wyrazi życzenie, aby je mieć. A Hugo nie chciał. Nie chciał znowu cierpieć, wolał siedzieć w swojej eleganckiej skorupie i być cyborgiem, który nie czuje.

To pierwsza książka, której naprawdę się bałam. Bałam się, że będę miała problem ją przeczytać, że bohaterowie nie będą spełniać moich oczekiwań, że wszystko będzie płaskie i niewyjaśnione. Dawno nic mnie nie zaskoczyło w tak pozytywny sposób! To nie jest jakieś opowiadanie czy nudne romansidło bez większego sensu. Nie. Konkurs na żonę jest pełen naprawdę zróżnicowanych postaci - od nieco nieśmiałej Łucji, która okazuje się być koszmarną gadułą, przez bogatego Hugona, skrywającego w sobie wiele tajemnic, Adama, czyli najlepszego przyjaciela Hugona, który jest niezwykłym lekkoduchem, aż do przyjaciółek Łucji, czyli dziewczyn pochodzących z zupełnie innej planety.

Jakimi słowami mogłabym określić Konkurs na żonę? Myślę, że spokojnie nowoczesną powieścią, z bardzo swobodnym językiem. Widać, że wszystko jest płynne, lekkie, a postacie nie wypowiadają się z niesamowicie sztuczną poprawnością językową. W końcu nie każdy w życiu jest ą, ę, ludzie są zróżnicowani, mają inne charaktery, różnie się zachowują. Choć na samym początku książki nie umiałam się w nią wczuć i po czwartym rozdziale miałam wrażenie, że już wszystko - prócz wieku bohaterki! - jest dla mnie jasne i nic mnie nie zaskoczy, tak później bałam się, że z każdą kolejną stronę jest coraz bliżej końca, a ja, tak naprawdę, nie chciałam rozstawać się z bohaterami. Chciałam więcej, chciałam dalej... Czuję niedosyt, choć w domu mam już drugą część - Bilet do szczęścia. Mam nadzieję, że tam wyjaśni się wszystko to, co pozostawiło mnie z pewnym niedosytem.

- Zagórska dostała jakiegoś niespodziewanego skoku oksytocyny i gdy zobaczyła w DULCE taki mały kocyk w króliczki, prawie zeszła. - Olka nie szczędziła detali. - Tuliła go do siebie jak używane bokserki ostatniego faceta na świecie.

Zanim przejdę do pełnego podsumowania - muszę powiedzieć, że czułam pewną złość i irytację, gdy czytałam kolejne spolszczenia angielskich słów (jak w przypadku dżezu, przez który zaczęłam zgrzytać zębami) i różnego rodzaju angielskie wtrącenia, choć tutaj były w pełni uzasadnione - Hugo spędził parę ładnych lat w Ameryce, więc zdarzało mu się mówić i myśleć nie tylko po polsku. Mimo wszystko nieco mnie to drażniło, tak jak jego nope, choć moi znajomi często tego używają. Ze strony technicznej zasmuciło mnie kilka literówek (pod sam koniec książki) i jej forma wydania - zdecydowanie zbyt cienka okładka, która gniecie się przy najmniejszym dotyku i strony, które łatwo można podrzeć, bo mają słaby papier. Niby tylko takie szczegóły, ale - nie oszukujmy się - diabeł tkwi w szczegółach.

Choć początkowo denerwowały mnie postacie - i nie byłam pewna, która z nich denerwuje mnie bardziej - tak z każdą kolejną stroną czułam, że to wszystko to coś dla mnie. Idealnie. Były momenty, w których się śmiałam i były też takie, przez które poczułam wzruszenie. Polubiłam szalone przyjaciółki Łucji i ciepło jej rodzinnego domu na wsi. Spodobało mi się jej nieprzerwane gadanie, bo poczułam swoistą bliskość z bohaterką - może nie na każdy temat, jak w jej przypadku, ale ja też potrafię gadać, gadać i gadać, momentami niesamowicie zanudzając ludzi, którzy spędzają ze mną czas - czy z własnej woli czy też z przymusu (rodzina). Łucja była niesamowicie prostolinijna i bardzo otwarta na wszystko i wszystkich. W pewnym momencie zaczęłam się z nią utożsamiać, bo tak jak ona, daję wszystkim szansę.

Wybaczamy dla siebie. Rozumiesz? Gdy mu wybaczysz, zrobisz to dla siebie. To ty poczujesz większą ulgę, nie on.

Było mi niesamowicie miło, że mogłam ją przeczytać i zagłębić się w świat Łucji i Hugona. A raczej w dwa różne światy, bo oni sami byli niczym ogień i woda. Mam też nadzieję, że druga część już niedługo trafi w moje ręce, a ja dowiem się, jakie tajemnice kryje w sobie Hugo Hajdukiewicz, bo - tego jestem pewna - jest ich bardzo dużo.

Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję Grupie Wydawniczej Publicat S.A


Miłego dnia i do ponownego przeczytania,

#5 Słodka tradycja


Tłusty czwartek. 


To jedyny taki dzień w roku, kiedy większość rzuca dietę w cholerę, by zjeść chociaż jednego, małego pączusia, kilka faworków czy innego tłustego i słodkiego żarcia. Jedyny taki dzień, gdy całe social media - od Facebooka aż po Instagram - są zawalone zdjęciami, przepisami i memami związanymi z jedzeniem albo pączków, albo faworków. Bo trzeba, bo się chce. Ludzie przekrzykują się nawzajem pytaniami ile zjedliście dzisiaj pączków?! i informacjami, jak szybko i skutecznie spalić te 300 kalorii, które pączek zawiera. O ile o ósmej rano możesz mieć ochotę na któryś z tych specjałów, o tyle pięć godzin i kilka setek jednakowych postów później, masz ochotę odłączyć ludzi od internetu. Wszędzie pączki, faworki, donuty. Popadanie ze skrajności w skrajność. I co dalej? 

Historia tłustego czwartku. 


Geneza tłustego czwartku sięga pogaństwa. Nic nowego, nie? Wtedy jednak świętowano odejście zimy i nadejście wiosny, a do tego ucztowanie opierało się na jedzeniu tłustych potraw, a nie tak jak teraz - na słodkościach. Szczególnie upodobano sobie jedzenie mięs różnego rodzaju, a jako zagryzkę zajadali pączki przygotowane z ciasta chlebowego, nadziewane słoniną, boczkiem lub innymi tłustymi mięsami, a zapijali najczęściej winem lub wódką. Dopiero w XVI wieku pojawiła się ich słodka wersja, chociaż wciąż nieco inna od tej tak dobrze nam znanej - pierwsze słodkie pączki miały w środku ukryty mały orzech bądź migdał, a ten, kto trafił na taki szczęśliwy pączek, miał się cieszyć dostatkiem i powodzeniem w życiu. Trochę jak z wigilijnym grosikiem. Tłusty czwartek był w niecodzienny sposób obchodzony w Małopolsce - nazywano go wówczas combrowym czwartkiem, z czym wiąże się cała legenda, według której nazwa pochodziła od krakowskiego burmistrza o nazwisku Comber, człowieka złego i surowego dla kobiet handlujących na krakowskim rynku. Ile prawdy jest w tej legendzie (i w istnieniu samego Combra) nie wiadomo, ale w dalszej historii mówi się, że ów burmistrz miał umrzeć w tłusty czwartek, a w każdą kolejną rocznicę jego śmierci przekupki na targu urządzały huczną zabawę i tańce. 

TEN czwartek.


Tłusty czwartek jest świętem ruchomym, a jego data zależy od daty Wielkanocy. Dzień ten rozpoczyna ostatni tydzień karnawału, który to kończy się w Środę Popielcową - ona z kolei rozpoczyna okres Wielkiego Postu, trwającego czterdzieści dni. Tłusty czwartek może wypaść między 29 stycznia a 4 marca. Teraz, gdy podejście społeczeństwa do Wielkiego Postu jest bardziej liberalne, Tłusty czwartek ma charakter nieco bardziej symboliczny. Dawniej, gdy jeszcze sumiennie poszczono, był to ostatni dzień, by najeść się i do syta i potraw zarówno tłustych, jak i słodkich. Zarówno wtedy, jak i dzisiaj, był to jedyny dzień, w którym nie liczyło się kalorii. 

Czwartek bez pączka?


Staropolskie przysłowie głosi, że Powiedział Bartek, że dziś tłusty czwartek, a Bartkowa uwierzyła, dobrych pączków nasmażyła. Według jednego z przesądów, jeśli w tłusty czwartek ktoś nie zje ani jednego pączka, to w dalszym życiu nie będzie mu się wiodło. Co oznacza, że jakieś trzy czwarte społeczeństwa powinno żyć w szczęściu i dostatku. Jak Wam się wiedzie? U mnie bez różnicy czy z pączkiem czy bez.

Władysław Broniewski i jego "Tłusty czwartek": 


Góra pączków, za tą górą
tłuste placki z konfiturą,
za plackami misa chrustu, 
bo to dzisiaj są zapusty.
Przez dzień cały się zajada,
a wieczorem maskarada:
Janek włożył ojca spodnie,
choć mu bardzo niewygodnie,
Zosia - suknię babci Marty
I kapelusz jej podarty,
Franek sadzy wziął z komina, 
Bo udawać chce Murzyna. 
W tłusty czwartek się swawoli,
później czasem brzuszek boli. 

Tłusty czwartek - i co dalej?


Nie ważne co jecie w ten dzień - pączki, faworki, kreple, chrusty czy chruściki, oponki serniczki czy inne słodkości - efekt zawsze jest ten sam. Pamiętajcie, że zjedzenie czegokolwiek nie sprawi, że czeka Was dobrobyt, szczęście i gwiazdka z nieba. Na wszystko - stety czy nie - trzeba zapracować samemu. A wiara, że po pączku będzie lepiej? To tylko efekt placebo. Niezwykle skuteczny efekt placebo. A jeśli to nie placebo? Cóż, próbując niczego nie tracicie.

SMACZNEGO!



#4 Szybkie zapowiedzi książkowe



Kategoria nowości wydawniczych powinna pojawić się w miesiącu poprzedzającym te zapowiedzi, a więc w grudniu te na styczeń i w styczniu te na luty, ale jak dobrze wiemy - blog ten "urodził się" dopiero pierwszego stycznia. Mam wrażenie, że każdy początek roku to wysyp nowych publikacji - zarówno całkiem nowych książek, jak i kontynuacje poprzednich serii. W styczniu więc - niestety - nie udało mi się zrobić miesięcznych zapowiedzi, chociaż bardzo się starałam. Mając do wyboru jednak sesję albo blog, no cóż, wybrałam sesję. Studia same się nie zaliczą. A szkoda...

Jak obiecałam na Facebooku, dziś publikuję krótkie zapowiedzi dziewięciu książek, na które czekam z niecierpliwością - pojawią się na przestrzeni najbliższych 30 dni, więc załapują się jeszcze na zapowiedzi styczniowe, ale również zapowiedzi na luty.



Beata Majewska, Baśnik
Liczba stron: 344
ISBN: 9788324583003
Wydawnictwo: Książnica
Data wydania: 31 stycznia 2018
Kategoria: literatura współczesna
Cena: 34,90 zł

Nigdy nie jest za późno, by szukać szczęścia.

Trzydziestokilkuletnia Barbara mocno przeżywa niedawny rozwód. Nie poddaje się jednak i próbuje na nowo ułożyć sobie życie. Za namową przyjaciółki postanawia zająć się zarządzaniem klubu fitness, który pozostawił jej były mąż. Wprowadza twórcze zmiany i zatrudnia nowych pracowników. Jednym z nich jest Marcin - młody fizjoterapeuta i instruktor, który zakochuje się w swej szefowej. Basia wciąż nie potrafi zapomnieć o nieudanym małżeństwie i obawia się związku z młodszym mężczyzną. Czy zdoła odbudować poczucie wartości i otworzy się na nową miłość?


E.L. James, Mroczniej
Liczba stron:
ISBN: 9788381102872
Wydawnictwo: Sonia Draga
Data wydania: 31 stycznia 2018
Kategoria: literatura obyczajowa i romans
Cykl: Pięćdziesiąt odcieni (tom 2.2)
Cena: 39,90 zł

Ich gorący i zmysłowy romans zakończył się złamanym sercem i wzajemnymi pretensjami, ale Christian Grey nie może uwolnić się od Anastazji Steele, która uparcie tkwi w jego umyśle, krwi. Zdeterminowany by ją odzyskać, próbuje stłumić najmroczniejsze pragnienia i potrzebę pełnej kontroli oraz kochać Anę, ale już na jej warunkach.
Ale koszmary z dzieciństwa wciąż nie dają mu spokoju, a cyniczny szef Any, Jack Hyde, wyraźnie chce ją mieć tylko dla siebie. Czy powiernik Christiana i terapeuta, dr Flynn, pomoże mu zmierzyć się z demonami? Czy też zaborczość Eleny, jego uwodzicielki i obłąkane oddanie Leili, jego dawnej uległej, wciągnie z powrotem Christiana w przeszłość?
A jeśli jednak Christian odzyska Anę, to czy człowiek tak mroczny i zniszczony może mieć nadzieję, że kiedykolwiek ją zatrzyma przy sobie na stałe?


Justyna Bednarek, Jagna Kaczanowska, Ogród Zuzanny
Liczba stron: 400
ISBN: 9788328050358
Wydawnictwo: W.A.B
Data wydania: 31 stycznia 2018
Kategoria: literatura obyczajowa i romans
Cykl: Miłość zostaje na zawsze (tom 1)
Cena: 36,99 zł

Mężczyzna, którego ciągle kochasz. Wiadomość, którą chcesz mu przekazać. Uczucia ukryte między płatkami kwiatów.
Zuzanna i Adam poznali i pokochali się na studiach, jednak nie dane było im być razem. Adam wyjechał za granicę, po jakimś czasie ożenił się i przejął zarząd nad majątkiem teściów. Zuzanna zaś rzuciła naukę, krótko była mężatką, a od lat samotnie wychowuje dziecko. Jednak los jest przewrotny i - po trzynastu latach - znowu się spotykają. Adam zamawia projekt ogrodu, którym zajmować się ma właśnie Zuzanna. Kobieta postanawia przekazać mu wiadomość ukrytą w roślinach. W końcu nie od dziś fascynuje ją sekretny język kwiatów, często "pisze" w ten sposób wiadomości do swoich bliskich. Czy Adam zrozumie ukryte przesłanie?


Dominika Smoleń, Bieg do gwiazd
Liczba stron: 320
ISBN: 9788365684646
Wydawnictwo: Szara Godzina
Data wydania: 5 lutego 2018
Kategoria: literatura obyczajowa i romans
Cena: 34,90 zł

Czy diagnoza lekarska przekreśli marzenia młodej dziewczyny?
Cukrzyca. Słowo, które zmienia życie na zawsze. Choroba, z którą każdy może mieć do czynienia. Błogosławieństwo czy klątwa?
Ada była pewna, że usłyszała wyrok śmierci. Bez wsparcia rodziców i przyjaciół coraz bardziej zamykała się w sobie, popadając w depresję. Po wyjściu ze szpitala psychiatrycznego dostała list od babci, który diametralnie zmienił jej nastawienie do rzeczywistości. Zapragnęła stać się normalną nastolatką, nawet jeśli oznaczałoby to walkę z własnymi słabościami.
Bieg do gwiazd to wstrząsająca historia o dziewczynie, która uczy się żyć na nowo. Historia, obok której nie można przejść obojętnie.


Renee Carlino, Zanim staliśmy się nieznajomymi
Liczba stron: 328
ISBN: 9788375151855
Wydawnictwo: Otwarte
Data wydania: 14 lutego 2018
Kategoria: literatura piękna, dla kobiet, romans
Cena: 36,80 zł

Kiedyś byliśmy ty i ja
Kochankowie
Przyjaciele
Zanim wszystko się zmieniło
Zanim zostaliśmy nieznajomymi
Myślisz wciąż o mnie?
Wiolonczelistka Grace i fotograf Matt spędzają razem niezwykły czas w Nowym Jorku. Miasto, które nigdy nie śpi, jest świadkiem ich młodzieńczego romansu. Żarliwe uczucie obojgu daje nadzieję na wspólną przyszłość, jednak niespodziewane rozstanie i brak kontaktu łamią kochankom serca.
Piętnaście lat później Matt i Grace spotykają się przypadkiem. Wystarczy jedno spojrzenie, a dawne uczucie wraca. Czy życiowe doświadczenia pozwolą im odnaleźć odpowiedzi na pytania, nad którymi zastanawiają się od rozstania?


Kerstin Gier, Zieleń szmaragdu
Liczba stron: 456
ISBN:9788380083561
Wydawnictwo: Media Rodzina
Data wydania: 15 lutego 2018
Kategoria: literatura młodzieżowa
Cykl: Trylogia Czasu (tom 3)
Cena: 39,00 zł

Wielki finał Trylogii Czasu!
Gwen i Gideon muszą po raz kolejny połączyć siły, żeby przeciwstawić się złowrogiemu hrabiemu de Saint Germain, który chce wykorzystać ich dar do własnych celów. W niebezpiecznej grze wydarzenia z przeszłości splatają się z teraźniejszością, zasadzki czyhają na każdym kroku (i w każdym czasie), a na jaw wychodzą kolejne tajemnice... Gwen musi zmierzyć się ze wszystkimi przeciwnościami i jeszcze raz zawalczyć o prawdę i miłość, a także ocalić życie swoje i bliskich.


Natasza Socha, Troje na huśtawce
Liczba stron: 300
ISBN: 9788381172950
Wydawnictwo: Edipresse Polska
Data wydania: 15 lutego 2018
Kategoria: literatura współczesna
Cena: 39,90 zł

Koralia ma czterdzieści dwa lata i czterdzieści dwa powody, by zmienić swoje życie. Oraz jeden dodatkowy, który wywraca jej świat do góry nogami. Tytus jest osiemnaście lat młodszy. Kiedy ona zdawała maturę, on właśnie się rodził. I jeszcze jedno – jest synem jej najlepszej przyjaciółki. Co w życiu jest ważniejsze? Przyjaźń czy miłość? Czy naprawdę trzeba wybierać? „Troje na huśtawce” to współczesny romans obyczajowy, spisany w formie pamiętnika, opowiedziany z dystansem, ironią i dużą dawką emocji. 
Jeśli przyjmiemy, że życie jest windą, która zatrzymuje się na każdym piętrze, a potem jedzie dalej, to wszystko można sobie bardzo prosto wytłumaczyć. Piętro z napisem małżeństwo zostało przeze mnie opuszczone, a ja znowu przesuwam się w górę. 
Obecnie wysiadłam na poziomie „romans z młodszym”.


Maja Lidia Kossakowska, Bramy Światłości t. 2
Liczba stron: 560
ISBN: 9788379643042
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Data wydania: 15 lutego 2018
Kategoria: fantastyka, fantasy, science fiction
Cykl: Zastępy Anielskie (tom 6)
Cena: 44,90 zł

Strefa Poza Czasem nie jest przyjemnym miejscem. Jest przerażająca i śmiertelnie groźna, nawet dla odwiecznych Świetlistych. Boleśnie przekonuje się o tym Daimon, którego istnienie zawisło na włosku. Cena za ratunek będzie wyjątkowo bolesna i wysoka. 
Wielka ekspedycja badawcza Królestwa, pod przewodnictwem Seredy, przemierza dzikie pustkowia Strefy w poszukiwaniu jakichkolwiek śladów Światłości. Jednak wszystkie tropy zdają się prowadzić donikąd. Jednocześnie rozgrywane za kulisami wyprawy starcie między Daimionem a Marutem pociąga za sobą coraz więcej ofiar. 
Na Razjela, pozostawionego na tronie Głębi także czyha coraz więcej niebezpieczeństw. Sprzymierzenie sił wydaje się jedyną szansą na zapanowanie nad wszechogarniającym chaosem. Asmodeusz wyrusza z misją ratunkową. Bo nasi w potrzebie, a naszych nie zostawiamy nigdy. Naprawdę, nigdy.


Izabella Frączyk, Za stare grzechy
Liczba stron: 400
ISBN: 9788381231244
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Data wydania: 27 lutego 2018
Kategoria: literatura piękna, dla kobiet
Cykl: Śnieżna grań (tom 1)
Cena: 36,00 zł

Pełna humoru i wzruszeń opowieść o miejscu, gdzie mógłbyś być gościem, a najchętniej pozostałbyś na dłużej…
Rodzina Stachowiaków od wielu lat zarządza stacją narciarską na Podhalu. Rozległe interesy idą świetnie do chwili rodzinnego nieszczęścia. Rodzina musi stawić czoła nowej rzeczywistości, ponadto każdemu jej członkowi mocno komplikuje się życie osobiste. A wszystko to na tle wymagającego troski biznesu – czyli ukochanego pensjonatu Szarotka i popularnej stacji narciarskiej Śnieżna Grań.
Jak od kuchni wygląda prowadzenie dużego pensjonatu? Czy młodym i niedoświadczonym dzieciom powiedzie się kontynuacja interesu rodziców? I czy wśród codziennych obowiązków uda się im zatrzymać, żeby dostrzec to, co naprawdę ważne?
Witaj w Śnieżnej Grani! Pozwól sobie na lampkę grzanego wina przy kominku i spotkaj się z bohaterami wciągającej sagi.


Czekacie na którąś z tych książek? A może wyczekujecie na jeszcze inną premierę? Dajcie znać.

#3 Dziórawy Kocioł w Krakowie - odrobina magii w mugolskim świecie

Ten post powstał równy tydzień po mojej pierwszej wizycie w Dziórawym Kotle - 23 sierpnia 2016 roku. Pisałam go "na gorąco" i trochę na szybko, wciąż rozemocjonowana, że udało mi się tam dotrzeć. Dziś publikuję go w wersji pierwotnej, ale tylko po to, by za jakieś dwa tygodnie móc wrzucić jego aktualizację - wybieram się na małą, jednodniową wycieczkę do Krakowa, a jednym z punktów na liście jest właśnie Kocioł. Chcę wiedzieć jak wiele się tam zmieniło (i czy w ogóle), chcę porobić zdjęcia i spróbować czegoś innego. Czy tym razem oczaruje mnie jego magia? Zobaczymy. Poniżej łapcie recenzję sprzed półtorej roku. Skoro w telewizji leci Harry Potter i Czara Ognia to czemu nie przenieść magii na bloga?



Od paru ładnych miesięcy widywałam na różnych, facebookowych grupach zdjęcia z krakowskiej knajpy Dziórawy Kocioł, która to przyciąga magią rodem z Harry'ego Pottera. W końcu i ja postanowiłam tam zawitać, a teraz przychodzę do Was z recenzją.

DZIÓRAWY KOCIOŁ W KRAKOWIE

- znajdź odrobinę magii tam, gdzie jej nie ma


Dzień przed wyjazdem do Krakowa postanowiłam w końcu poszukać więcej informacji o tym słynnym Dziórawym Kotle, o którym w internecie pisze połowa fanów Harry'ego Pottera - w końcu to jedyne znane mi miejsce w Polsce, które w jakiś sposób jest związane ze światem magii wykreowanym przez Rowling. Czytając same superlatywy wiedziałam, że muszę tam być. W końcu kto z nas, fanów, nie pragnął spróbować Kremowego piwa? Kto nie chciał sięgnąć po Sok dyniowy? Ja chciałam jedno i drugie, więc wracając z długiego spaceru po Krakowie postanowiłam zajść na Grodzką 50/1 i posiedzieć w magicznym lokalu.

I tu zaczęły się schody. Dosłownie.


Dziórawy Kocioł to miejsce nie dla mugoli. Dosłownie! Jak zapewne wiecie, wszystko to, co miało związek z magią, w świecie wykreowanym przez Rowling było niedostępne dla oczu ludzi niemagicznych. W ten sposób Zamek Hogwart był widziany jako zniszczone ruiny zamku z napisem Uwaga, wstęp wzbroniony. To samo dotyczyło Szpitala świętego Munga, który dla osób niemagicznych był budynkiem w ciągłym remoncie. No i w końcu Dziurawy Kocioł, tak obskurny, że ludzie woleli omijać go z daleka, zamiast zajrzeć do środka. Londyński było widać, ale nikogo nie interesował, z kolei ten krakowski interesuje, ale jest wręcz niedostępny - schowany w bramie nie przyciąga wzroku, więc gdyby nie fakt, że go szukałam - przeszłabym obok, nie zauważając niewielkiego szyldu. Sporym utrudnieniem jest również to, że budynek jest w remoncie, więc widząc rusztowanie, stale unoszący się dym i robotników, człowiek ma wrażenie, że knajpa jest nieczynna, więc zwyczajnie ją omija. I to jest błąd, bo knajpa jest cały czas otwarta - wystarczy przedostać się przez remont, skręcić w lewo i zejść do piwnicy.

Schodów nie liczyłam, ale było ich dosyć sporo. Nie powiem, ale przez moment wahałam się czy aby na pewno chcę tam wchodzić. Dlaczego? Bo nim zeszłam po tych kilku stopniach do drzwi wejściowych, te otworzyły się i wyszły stamtąd trzy dziewczyny, na oko w wieku późnego gimnazjum, ze słowami: Ale tutaj fajnie zimno!. Wtedy właśnie po raz pierwszy pomyślałam sobie, że nie bardzo mam ochotę wchodzić z upału do jeszcze większego upału, ale w końcu podjęłam decyzję, że skoro już jestem w Krakowie to muszę tam wejść, by zobaczyć czym się ludzie zachwycają. Przekroczyłam próg i... miałam ochotę się wycofać. Uderzyło we mnie gorąco, wręcz duchota. Lepkie powietrze, od którego nie dało się uciec. Po lewej stronie dziewczyna (właścicielka? barmanka? nie pytałam) zapalała kolejne świeczki, chyba żelowe. Kilka stopni niżej stała kukła, zrobiona na wzór dementora, a wszędzie wystawione były świeczki. Większe, w szklanych słoikach i mniejsze, podgrzewacze, w metalowych latarenkach. Po pokonaniu wszystkich schodów wychodzi się prosto na drewniany bar z widoczną fototapetą biblioteczki, a dziewczyna stojąca za ladą z uśmiechem podała nam menu, w dodatku dosyć efekciarskie - drewniane okładki, lekko postarzane kartki schowane w foliach, na jednej z nich widoczna była Mapa Ancymonów - czyli jak dostać się do Dziórawego Kotła. W samej karcie aż takiego szału nie było, więc zamówiłyśmy dwa Lodowe Piwa Kremowe i czekałyśmy. 


Dwadzieścia minut. Tyle czekałyśmy na dwa mrożone piwa kremowe. Patrząc na to, że jest to zmrożone to zastanawiam się co trzeba robić, by tyle trwało zrobienie dwóch napojów. Wszystko wszystkim, ale aż takich tłumów nie było, a zresztą - jeśli klient ma długo czekać to powinno się go o tym wcześniej poinformować, bo ma on prawo zrezygnować z zakupu, jeśli musi tyle czekać. Już miałam się zbierać, by zapytać co z moim zamówieniem, ale stał się cud - kelner przyszedł, postawił przed nami słoiki i życzył Smacznego.

Zrobiłam zdjęcie, bo to w końcu ja, i spróbowałam tego słynnego piwa kremowego z tym, że w wersji mrożonej. I znowu to samo - czekałam na fajerwerki, a dostałam kompletny niewypał. Spodziewałam się czegoś nietypowego, jakiegoś nieznanego mi dotąd smaku, albo chociaż tego, który krąży po internecie w oryginalnej, ciepłej postaci. Niestety. To piwo kremowe było z drobinkami czekolady i smakowało trochę tak, jak napój kawowy, który dawno temu kupiłam sobie w Starbucksie czy też Coffee Heaven, znanym teraz jako Costa Coffee. Było za to bardzo słodkie i z dużą ilością bitej śmietany. Nie takiego smaku się spodziewałam, serio. I jeszcze te drobinki czekolady... tylko mnie to drażniło, a wcale nie dodało smaku. W menu jest ono opisane jako orzeźwiające, karmelowe, lekko owocowe z magicznym akcentem, a ja się zastanawiam gdzie tam był karmel, gdzie były owoce i gdzie to miało być orzeźwiające. Rozumiem, że magiczny akcent to te kawałki czekolady, no ale widocznie się nie znam, bo dla mnie to nie miało takiego smaku, jakiego się spodziewałam i przede wszystkim to nie było takie dobre, jak mi to ludzie zachwalali.

Nie kupiłam nic więcej prócz tego piwa kremowego. Wprawdzie myślałam jeszcze o jakimś deserze, ale bałam się, że skoro na napój lodowy musiałam czekać ponad dwadzieścia minut to co by było, gdybym zamówiła deser. Wyszłabym stamtąd jeszcze tego samego dnia?


Podsumowując - knajpa ma delikatnie magiczny klimat rodem z powieści Rowling. Ma dwie sale, niestety byłam tylko w jednej i nie jestem w stanie ocenić drugiej (tam były dzieci, głośne dzieci! Nie lubię głośnych dzieci...), ale z tego co zauważyłam to jest w niej dużo ciemniej niż w tej, w której siedziałam. Skupię się więc na niej.

Przy każdym stoliku wisi portret czarodzieja - to fajnie, bo w końcu knajpa jest rodem z Harry'ego Pottera. Minusem w moich oczach jest to, że są to różni czarodzieje, to znaczy z różnych historii. Widziałam Severusa Snape'a, Lorda Voldemorta i Bellatrix Lestrange, ale także Diabolinę czyli tytułową Czarownicę z filmu z Angeliną Jolie, widziałam również Sarumana z Władcy Pierścieni, a sama siedziałam obok Merlina. Nic do tego nie mam, ale skoro jest to knajpa związana z Harrym Potterem i nawet nazwę ma z niego wyciągniętą (chociaż ortograficznie zmodyfikowaną) to dlaczego z portretów nie patrzą na nas czarodzieje występujący tylko w tej serii? Było ich dużo, na pewno starczyłoby na tyle stolików, a nawet na jeszcze więcej.

W tle gra cicha, nienachalna muzyka - niby jest jakiś podkład, ale nie przeszkadza on w rozmowach, co dla mnie jest na duży plus. Szkoda tylko, że miałam wrażenie zapętlenia trzech najpopularniejszych utworów z pierwszej części Harry'ego. Obecnie jednak nie jestem w stanie podrzucić Wam tytułów, bo nie chcę Was okłamać. Uwielbiam jednak cały soundtrack z serii filmów o młodym czarodzieju, więc ucieszyło mnie, że puszczają akurat taką muzykę. Ode mnie łapcie playlistę 174 soundtracków z Harry'ego Pottera. Miłego słuchania (słuchajcie - ja też to właśnie robię!)

Z samych minusów widzę jeszcze wspomniany wcześniej upał i duchotę w pomieszczeniu, co w lato wcale nie sprzyja długiemu siedzeniu w knajpie. Zastanawia mnie jednak czy, przy kamiennych ścianach, w zimie dalej będzie tak ciepło (co wtedy stanie się przyjemne) czy wręcz przeciwnie - będzie można zgubić zęby z zimna. Chętnie się o tym przekonam. W zimie. Kolejnym minusem są dla mnie krzesła - niby duże i dosyć miękkie, ale do tego klimatu bardziej pasowałyby mi takie drewniane i postarzane, w identyczny sposób, jak stoły. Chociaż na krzesła można przymknąć oko, bo to tylko nieznaczny dodatek, to ja jednak wolałabym prawdziwie klimatyczną knajpkę, jak niegdyś Rudy Goblin w Katowicach - miało swoją magię. Liczę jednak na to, że kiedy następnym razem będę w Krakowie i wpadnę do Dziórawego Kotła to przywitają mnie pozytywne zmiany.

Brakowało mi fajerwerków, jeśli chodzi o Lodowe Piwo Kremowe, które w smaku przypominało mrożoną kawę czekoladową. Zdecydowanie czas oczekiwania mnie trochę przeraził, może nawet zniechęcił, ale przede wszystkim zabrakło mi stuprocentowej magii z Harry'ego Pottera, do czego przyczyniły się wcześniej wspomniane plakaty różnych czarodziejów, nie tylko z tej serii; ale cała ta magia znika, gdy ktoś chce iść do łazienki - plastikowe kosze na śmieci z londyńskim nadrukiem, a na ścianie plakat jakiegoś klubu żużlowego czy czegoś w podobnym klimacie. Trochę tak, jakbym schodząc do łazienki wchodziła do innego wymiaru.

Żeby jednak nie było, że widzę tylko minusy - obsługa jest niesamowicie miła i uśmiechnięta. Naprawdę! Dziewczyna, która przyjmowała ode mnie zamówienie, obdarzyła mnie takim uśmiechem, że nie sposób było go nie odwzajemnić. Zarażała pozytywną energią i niesamowitym optymizmem, a uwierzcie mi, że to naprawdę ważne - niejednokrotnie wchodziłam do knajp, z których miałam ochotę uciekać od razu, bo personel miał miny, jak Narcyza Malfoy w Czarze Ognia, a to, nie oszukujmy się, odrzuca potencjalnego klienta.

Gdybym miała wystawiać punktację to myślę, że dałabym jakieś sześć punktów na dziesięć możliwych - nie jest źle, ale mogłoby być dużo lepiej. Jeśli kiedyś traficie do Krakowa to wpadnijcie na Grodzką 50/1 - warto zajrzeć i wystawić własną opinię. Kto wie, może znajdziecie swoją ulubioną kawiarnię, do której będziecie wracać za każdym razem?

Gdyby tylko ten Dziórawy Kocioł był ortograficznie poprawny...

#2 52 książki na 52 tygodnie


Wyzwania czytelnicze. 

Dla jednych książkoholików to gratka, inni uważają to za głupotę. Kto to widział, żeby czytać pod czyjeś dyktando? Większość - niestety - bierze to za bardzo do siebie. Niepotrzebnie. Wszystkie wyzwania książkowe są po prostu zabawą, a przynajmniej mają nią być. Masz "za zadanie" przeczytać kryminał? Hm... a nie miałeś w planach zacząć czytać książki Remigiusza Mroza? Tak? To właśnie masz okazję! O, a jak weźmiesz serię książek z Chyłką to i drugi punkt wypełnisz - "przeczytam serię książek". I widzisz, przyjemne z pożytecznym, a przecież odhaczać coś na liście to sama frajda! Nie wierzysz? Zaufaj, a jak się nie sprawdzi - możesz mnie opieprzyć w przyszłym roku, jak przyjdzie do podsumowania. 

Generalnie najpopularniejszym wyzwaniem jest chyba to, w którym trzeba przeczytać 52 książki w ciągu roku, co daje nam jedną tygodniowo. Niby spoko wyzwanie, nie czytasz pod żadne dyktando, a po prostu wybierasz to, co chcesz. A gdyby tak nieco... podkolorować samo wyzwanie? Wypisać listę 52 zadań i starać się dopasować do niej książki? Nie na siłę, ale tak po prostu, dla sprawdzenia samego siebie. W końcu listy nie musisz wypełniać kolejno, możesz wybierać punkty jak chcesz. O ile w ogóle chcesz. W końcu nic nie musisz, czytasz tak, jak Ty chcesz, a nie tak, jak ktoś Ci każe.

Wyzwań może być pełno - wcześniej wspomniane 52 książki, lista książkowych zadań, ale także czytanie polskich autorów, jedynie kryminałów, książki w wybranym kolorze, książki danego autora... Wszystko zależy tylko od naszej własnej kreatywności. Skoro mamy wyobraźnię to dlaczego z niej nie skorzystać?

A teraz... łapcie moje wyzwanie. Będzie mi miło jeśli ktoś zdecyduje się wziąć w nim udział. I da mi o tym znać. Przy wyzwaniu... widzimy się dopiero za rok, w grudniu, jak już zrobię jego podsumowanie.

52 książki na 52 tygodnie


1. Najwyżej oceniona książka autorstwa Twojego ulubionego pisarza.
2. Książka mająca przynajmniej 100 lat.
3. Książka z fioletową okładką.
4. Książka z kolorem w tytule.
5. Biografia.
6. Akcja książki rozgrywa się w miejscu, które chcesz odwiedzić.
7. Świąteczna książka.
8. Książka, którą dostałeś w prezencie.
9. Książka wydana w 2018 roku.
10. Książka poruszająca trudny temat.
11. Główny bohater książki ma na imię tak samo, jak Ty, lub jego imię jest bardzo podobne do Twojego.
12. W momencie wydania autor książki nie miał ukończonych dwudziestu lat.
13. Bajka, zbiór bajek bądź baśń.
14. Reportaż.
15. Historia miłosna.
16. Akcja książki dzieje się w wakacje.
17. Główny bohater książki nie ukończył osiemnastu lat.
18. Książka napisana na podstawie filmu.
19. Książka, na podstawie której nakręcono ekranizację bądź adaptację filmową.
20. Książka z wątkiem uzależnienia.
21. Seria książek.
22. Ulubiona książka z dzieciństwa.
23. Książka, która kiedyś została przez Ciebie porzucona.
24. Książka mająca przynajmniej 600 stron.
25. Książka, którą ktoś Ci polecił.
26. Książka znajdująca się na liście 100 książek BBC.
27. Kryminał.
28. Książka, której akcja rozgrywa się podczas wojny.
29. Powieść epistolarna.
30. Książka z jednowyrazowym tytułem.
31. Książka, której bohater cierpi na zaburzenia psychiczne.
32. Książka napisana w formie pamiętnika.
33. Książka będąca zbiorem opowiadań lub esejów.
34. Książka z liczbą w tytule.
35. Książka psychologiczna.
36. Książka, której autor ma na imię tak, jak Twoja pierwsza miłość.
37. Książka, której tytuł jako pierwszy rzuci Ci się w oczy na dowolnym blogu lub portalu z recenzjami.
38. Dramat.
39. Fantasy.
40. Autor ma takie same inicjały jak Ty.
41. Książka wydana w roku Twoich narodzin.
42. Książka, której akcja dzieje się w liceum.
43. Książka, która oryginalnie została napisana w języku francuskim.
44. Książka rozgrywająca się w mieście, w którym mieszkasz lub w jego okolicy.
45. Książka, której tytuł zobaczysz u kogoś nieznajomego (np. w komunikacji miejskiej, kawiarni, u lekarza)
46. Książka zawierająca wątek homoseksualny.
47. Romans z różnicą wieku.
48. Książka pochodząca z Twojej ulubionej epoki (antyk, średniowiecze, renesans, etc.)
49. Książka, będąca zeszłorocznym bestsellerem.
50. Książka oparta na prawdziwej historii.
51. Książka napisana przez więcej niż jednego autora.
52. Nieprzeczytana lektura szkolna.


W zeszłym roku zrobiłam podobne wyzwanie, ale kompletnie mi ono nie wyszło. Prawdę mówiąc... Jeśli udało mi się przeczytać w zeszłym roku koło dziesięciu książek to powinnam to uznać za niesamowity sukces. Miałam zdecydowanie złą passę, zarówno w pisaniu, czytaniu jak i blogowaniu. Ten rok - taką mam nadzieję - będzie dużo, dużo lepszy. Pod każdym względem.

Chcę spróbować z tym wyzwaniem. Spróbujecie ze mną?

#1 Dzień dobry, good morning, dobré ráno, bonjour, buongiorno, buenos días, доброе утро

unsplash.com

Pierwszy post na blogu jest najtrudniejszy. 

Wiecie, każdy chce być perfekcjonistą. Stworzyć idealny post powitalny, który nie byłby bełkotem. Zacząć z rozmachem, a nie od małych kroczków i wielkich potknięć, tym bardziej, jeśli nie robimy tego po raz pierwszy. W końcu powinniśmy wiedzieć jak zacząć, gdy robimy to któryś raz z kolei. Dlaczego więc zawsze jest ten sam problem?

Cóż, to chyba zawsze pozostanie zagadką, a mnie tylko pozostaje się z Wami przywitać.

Dzień dobry, good morning, dobré ráno, bonjour, buongiorno, buenos días, доброе утро, καλημέρα, god morgon, goedemorgen, guten morgen... 


Mogłabym wypisywać powitania w jeszcze kilku innych językach, ale zawsze będzie chodziło o to samo - o zwykłe DZIEŃ DOBRY. 

Z racji, że właśnie zamknęłam humanistkę na obcasach, po czterech latach jej tworzenia... Cóż, muszę jakoś się odnaleźć w nowym miejscu, chociaż sama je stworzyłam i sama postanowiłam zacząć blogowanie od nowa. Póki co - na blogu trwają prace remontowe, by wszystko wyglądało w miarę dobrze, ale może to jeszcze trochę potrwać. Przez całe cztery lata blogowania wciąż nie nauczyłam się radzenia sobie z kodami w szablonie. I chyba już się nie nauczę... 

Większość z Was pewnie jeszcze odsypia imprezę sylwestrową, właśnie wraca do domu, wspomina piękne fajerwerki, chwali się jakimiś zmianami, dopija resztkę pozostałego alkoholu, dojada przekąski, wysyła innym życzenia, o których wcześniej się zapomniało (albo nie dało się wysłać z powodu przeciążenia sieci komórkowej). Wciąż świętuje początek nowego roku, chociaż trwa on już od dziesięciu godzin, a przed nami jeszcze kolejnych osiem tysięcy siedemset pięćdziesiąt godzin do końca kolejnego roku. Dużo, prawda? 

Cóż, zobaczymy jaki będzie ten rok. Kolejny. 

Witam Was, tak zwyczajnie, na nowym blogu i w nowym roku. Z krótkim, instagramowym podsumowaniem roku, bez postanowień noworocznych i bez podsumowań tych poprzednich, z masą planów, świeżym umysłem, nowym planem do działania. Bo w końcu nowy rok, nowa ja, a nikt nie powiedział, że nowa ja musi oznaczać nową figurę, styl i wygląd. Może być nowym blogiem i nowym celem w życiu. Może być wszystkim i niczym.

Dla mnie będzie wszystkim. A u Was?
 
W zeszłym roku obiecywałam - sobie i Wam - pewną zmianę w #bestnine, a mianowicie: mniej zdjęć nieba, więcej różnorodności. No i stało się! Widzicie to? W końcu mój instagram został nieco bardziej opanowany przez książki (w końcu #czytaniejestsexy i #czytambolubię). To ciekawe, że najbardziej lubiane są #książkowestosiki i #podsumowaniaksiążkowe. Hm... W dalszym ciągu niebo i zachody słońca są dla mnie ważne, co zresztą widać, ale w końcu i #symbolKatowic, a więc #spodekkatowice znalazł się w moim podsumowaniu. To był fajny dzień pełen zdjęć, dobrej rozmowy, przerażającego lęku wysokości i nadciągającej burzy. 2017 obfitował w łzy, rozpacz i masę nieudanych planów. Marne blogowanie, chęć zmian i brak sił, by ich dokonać. Koniec roku jednak był czasem wyciszenia, planów na nowy rok i pierwsze zmiany. Było dużo spotkań ze znajomymi, odkrywanie nowych miejsc (cześć @same.maszkety, fajnie było @cafebyfyj) i wreszcie dotarłam na przepiękny #Nikiszowiec, który stał się moim miejscem. Zdecydowanie moim miejscem. Poza tym była Motylarnia, Niechorze i nasze polskie morze, otwarcie Stadionu Śląskiego, piknik militarny, Koci Zaułek w Katowicach, wieża widokowa przy Muzeum Śląskim, a także zdjęcia z dachu katowickiego Supersamu, które zostały udostępnione na kilku profilach instagramowych. Oby 2018 był lepszy. I pełen prawdziwych zmian. #2017bestnine #bookstagram #lovebooks #booklover #sunset #HarryPotter #katowice #lovesilesia #loves_poland #magicznapolska #yesimmobile #slaskwobiektywie #polandgrams #slaskieinspiruje #pocztowkazpolski #polska w obiektywie #polskafotografia #pocztowkazeslaska PS W tym roku zdobyłam ponad 3 tysiące więcej polubień do zdjęć niż w zeszłym roku (a różnica w ilości zdjęć jest niewielka!) za co wszystkim bardzo dziękuję! PS 2 W końcu osiągnęłam upragnione 700 obserwacji, za co również Wam dziękuję! Może w przyszłym roku osiągnę 1k? PS 3 Wszystkie dotychczasowe podsumowania możecie znaleźć pod hasztagiem #sonsdanoitebestnine
Post udostępniony przez patrycja kolibaj. (@sonsdanoite)